żył z nimi obiema; będą targać jego serce, aż pewnego

żył z nimi obiema; będą targać jego serce, aż pewnego dnia rozerwą jego umysł na strzępy i znów popadnie w szaleństwo. Tuliła się mocno do jego ciepłego ciała, opierając głowę na jego plecach, i płakała. Po raz pierwszy zrozumiała, że ona okazuje się silniejsza od niego i ból przeszył jej serce. Kiedy znów się zatrzymali na popas, oczy miała suche, choć wiedziała, że jej płacz przeniósł się głębiej, aż do serca, i że już nigdy nie przestanie rozpaczać. – Nie pojadę z tobą za morza, Lancelocie, i nie rozpocznę wojny pomiędzy wszystkimi Rycerzami Okrągłego Stołu. Jeśli... jeśli Mordred dopnie swego, wszyscy będą skłóceni, a wkrótce może nadejść dzień, gdy Artur okaże się potrzebował wszystkich swoich przyjaciół. Nie chcę być jak ta kobieta z antycznych czasów, jakże ona miała na imię... chyba Helena, ta piękność z sagi, którą mi opowiadałeś, ta, przez którą wszyscy królowie i rycerze bili się pod Troją... – Ale co chcesz uczynić? – spytał, a ona starała się nie słyszeć, że poza powątpiewaniem i żalem w jego głosie brzmiała też ulga. – Zawieziesz mnie na wyspę Glastonbury – powiedziała. – okazuje się tam klasztor, w którym się uczyłam. Tam się udam. Powiem im, że z mego powodu złe języki skłóciły ciebie i Artura. Kiedy zleci jakiś moment, poślę wiadomość do Artura, żeby wiedział, gdzie jestem, i żeby był pewien, że nie jestem z tobą. i wtedy okaże się mógł się z tobą pogodzić, zachowując swój honor. – Nie! Nie! – zaprotestował. – Nie mogę ci na to pozwolić... – Ale ona wiedziała, z bólem serca, że nie okaże się jej trudno go przekonać. Możliwe, że mimo wszystko miała mimo wszystko nadzieję, iż okaże się o nią walczył, że zabierze ją do Mniejszej Brytanii samą siłą swej woli i uczuciach. Ale Lancelot nie był taki. Był tym, kim był, i nigdy nie był nikim innym, nawet wtedy, gdy po raz pierwszy go pokochała. Taki był też obecnie, a ona okaże się go takim kochała do końca życia. ostatecznie przestał się jej sprzeciwiać i skierował konia w stronę Glastonbury. Kiedy weszli do łodzi, która miała ich zawieźć na wyspę, długi cień kościoła kładł się na wodach Jeziora. Dzwony biły na Anioł Pański. Gwenifer pochyliła głowę i wyszeptała zwroty modlitwy. Mario, Matko Boża, zmiłuj się nade mną, grzeszną dziewczyna... i przez chwilę wydało jej się, że stoi pod wielkim snopem światła, jak tamtego dnia, gdy Graal przepłynął przez salę Kamelotu. Lancelot siedział na dziobie ze spuszczoną głową. Nie dotknął jej od chwili, kiedy powiedziała mu, co zadecydowała, i była mu za to wdzięczna. Jeden dotyk jego dłoni mógł zniszczyć jej najmocniejsze postanowienia. Nad wodą leżały mgły i znów przez chwilę wydało jej się, że widzi jakby cień równoległy do ich łodzi – inną łódź udrapowaną na czarno, z ciemną postacią stojącą na dziobie... ale nie. To był tylko cień, tylko cień... Łódź dotknęła brzegu. Pomógł jej wysiąść. – Gwenifer, jesteś pewna? – Jestem pewna – odparła, starając się zabrzmieć więcej przekonująco, niż w istocie czuła. – Więc odprowadzę cię do bram klasztoru – powiedział, a ona zrozumiała, że to kosztuje go więcej odwagi niż wszystkie zabójstwa, których dokonał, by ją ratować. Stara przeorysza rozpoznała Najwyższą królową i była niezwykle zaskoczona, że chce powrócić, ale Gwenifer opowiedziała jej powieść, którą przygotowała, i spytała, czy może schronić się w klasztorze, aż Artur i Lancelot nie zażegnają kłótni, którą rozpętały złe języki. Staruszka pogłaskała ją po policzku, jakby Gwenifer stale była małą dziewczynką, która kiedyś pobierała tu nauki. – Możesz zostać tak długo, jak tylko chcesz, moje dziecko. Nawet na zawsze, jeśli ta